poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Staraczkowy dziennik vol 2 ep 3 - PRL i metoklopramid

Jeśli jesteście z kolejnymi postami na blogu na bieżąco, to wiecie, że w ostatnim poście zabrakło wyników z jednego z moich badań. Nie, nie zapomniałam o nich. Zrobiłam to celowo, żebyście o prolaktynie po teście mogli przeczytać w odrębnym poście. Ot, tak mi się wydawało, że w ten sposób będzie bardziej czytelnie.

https://aptekaszpitalna.pl/wp-content/uploads/2018/04/shutterstock_642411655-750x410.jpg

Prolaktyna w moim przypadku należy do głównych winowajców wszelkich problemów z zaburzeniami miesiączkowania i, co za tym idzie, z zajściem w ciążę. Tak było bynajmniej przy staraniach o pierwsze dziecko. Jak się potem okazało - historia lubi się powtarzać i przy drugim podejściu też idealnie pod kątem prolaktynowym nie jest. Winowajcę było znaleźć tym ciężej, gdyż na pierwszy rzut oka wyniki prolaktyny były u mnie w normie. Najgorsze jest jednak to, że z całej armii ginekologów, którzy walczyli z moim ciążoopornym organizmem, tylko jeden (!) pokusił się o to, żeby w moich wynikach badań pogrzebać nieco głębiej. 

Przy drugim podejściu jestem już nieco mądrzejsza, więc idąc do ginekologa od razu uprzedzam, co blokowało moje cykle poprzednim razem. Niestety nawet takie postępowanie w niektórych przypadkach spotykało się z oporem ze strony lekarza do zlecania dodatkowych badań. Wróciłam więc do ginekologa, który pomógł mi przy pierwszej ciąży. Dostałam zlecenie na masę badań. No i zaczęła się powtórka z rozrywki. 

W tym też miejscu wchodzi na arenę metoklopramid.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/ec/Metoclopramide.png/240px-Metoclopramide.png

Moja prolaktyna okazuje się być na idealnym poziomie. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Bo jeśli sięgniemy głębiej, okazuje się, że jej normy są przekroczone (co prawda nie tak znacznie, jak przy staraniach o pierwszą ciążę, ale jednak przekroczone). Sięgnięcie głębiej w tym przypadku to oznaczenie poziomu prolaktyny po podaniu wspomnianego wyżej metoklopramidu. 

Metoklopramid to lek, który stymuluje wydzielanie prolaktyny. A o to nam właśnie w teście obciążeniowym chodzi. Oszukana przysadka produkuje prolaktynę jak opętana, a my sobie siedzimy i absolutnie nic nie robimy - takie jest zalecenie, że w czasie pomiędzy kolejnymi pomiarami PRL, nie możemy nic robić - w zasadzie dozwolone jest jedynie siedzenie ;)

Za wynik prolaktyny w teście w normie uważa się taki jej poziom, który jest do ok. 5 razy wyższy od wyjściowego stężenia tego hormonu. U mnie norma jest przekroczona nieznacznie (nieco ponad 6 razy), ale, według mojego ginekologa-endokrynolog, należy to skorygować. 

I stąd też w mojej diecie pojawił się nowy lek. Bromergon. Co prawda jest to zamiennik, bo tego, który widniał na recepcie nie mogłam dostać w żadnej aptece, a i w hurtowniach był niedostępny, ale działanie ma takie same, więc się liczy ;)

A o tym, co dalej słychać na froncie hormonalnym, dowiem się po następnej wizycie u lekarza :)
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)