czwartek, 6 grudnia 2018

Limuzyna mego syna vol. 2 - Britax B-Motion 4 Plus

Gdzieś w okolicach grudnia 2016 r. zaczęła w naszych głowach kiełkować idea zmiany wózka. Stary bardziej nas denerwował niż cieszył. Męczyły nas jego gabaryty i ciągłe usterki. To, co kiedyś uważaliśmy za zaletę, nagle przestawało nią być. Czarę goryczy przelał okołobożonarodzeniowy wyjazd, kiedy to zmuszeni byliśmy zaopatrzyć się w nosidło ergonomiczne, bo wózek nijak nie mógł się nam zmieścić do samochodowego bagażnika.


Po przykrych doświadczeniach z Anexem, długo szukaliśmy kolejnego wózka dla Bąbla. Wiedzieliśmy bowiem, że kolejna limuzyna naszego dziecięcia, będzie wózkiem, który ma starczyć do końca okresu wózkowania, a nawet dłużej, bo w planach są kolejne szkraby i fajnie by było, gdyby wózek miał możliwość doczepienia gondoli.

Tak więc, po długich poszukiwaniach, zdecydowaliśmy się na firmę Britax i model B-Motion 4 Plus. Wahaliśmy się pomiędzy wersją cztero- i trójkołową, ale ostatecznie wygrały 4 kółka. Niby opinie co do prowadzenia miał on nieco gorsze niż w przypadku 3 kółek, ale przekonały nas opinie osób posiadających trójkołowca, które zgodnie twierdziły, że jednak 3 kółka oznaczają słabszą stabilność w terenie, a to właśnie tam mieliśmy go najczęściej użytkować. W sumie coś w tym chyba jest. Bo nawet na chłopski rozum, jak wjedziemy w jakieś ciężko przejezdne rejony, to łatwiej o zablokowanie jednego przedniego kółka niż dwóch. Decyzja została w związku z tym podjęta i pozostało nam tylko znaleźć sklep, w którym nasz wózek będzie najtańszy.

Osobom zainteresowanym kupnem tego modelu Britaxa od razu podpowiadam. Najtaniej jest na Allegro. Co prawda nie zawsze dany sprzedawca prowadzi aukcję z B-Motionem 4 Plus, ale warto poczekać, bo różnica w cenie jest ogromna. My za swojego zapłaciliśmy ponad 400 zł mniej niż w pobliskim sklepie stacjonarnym. Wprawdzie nie było naszego wymarzonego żółtego pakietu kolorystycznego, ale ten turkusowy też nie jest taki zły ;)

No, ale przejdźmy do samego wózka.

Britax B-Motion 4 Plus to wielka kobyła. Ciężka - waży niewiele mniej niż wózek głęboko-spacerowy. Sprawiająca wielkie problemy w prowadzeniu, bo, nie oszukujmy się, jedną ręką ten wózek już tak leciutko się nie prowadzi, a i podbijanie jest, przynajmniej na początku, masakryczne - podwójne amortyzatory Anexa jednak robiły swoje. Na początku przestawić się jest ciężko. Potem człowiek się do wszystkiego przyzwyczaja i nie ma żadnych problemów z prowadzeniem Britaxowej kobyłki. A jeszcze później zaczyna się odkrywanie coraz większej ilości zalet.

Co wyróżnia nasz nowy (chociaż już wcale nie taki nowy) nabytek spośród masy innych wózków? Posiłkując się słowami producenta:

  1. Łatwe składanie - wózek wystarczy pociągnąć jedną ręką i już, dodatkowo można go postawić po złożeniu, co wcale nie jest takie oczywiste dla spacerówek.
  2. Zaprojektowany, by chronić - wózek posiada dużą, a nawet ogromną budkę z dodatkowym panelem przeciwsłonecznym, dzięki czemu żadne słońce czy deszcz naszej pociesze nie zagraża. Przetestowaliśmy. Prawda!
  3. Komfort i elastyczność od niemowlęcia aż do kilkulatka - wózek posiada regulowany podnóżek, co jest mega przydatne i nie rozumiem sensu istnienia wózków bez tego bajeru. Poza tym jest takie cudo jak wielopozycyjny mechanizm odchylania oparcia, dzięki czemu jesteśmy je w stanie ustawić w całkowicie dowolny sposób (w poprzednim wózku były to 3 z góry wymuszone przez producenta pozycje) aż do  pozycji całkowicie leżącej (wcale nie tak oczywiste, jak by się mogło wydawać).
  4. Płynna jazda, dzięki doskonałemu tylnemu zawieszeniu. Cóż. Tu nie do końca się zgodzę, bo zawieszenie jest twarde. Może z czasem się wyrobi, ale na chwilę obecną (po jakichś 15 miesiącach użytkowania wózka) amortyzacja ciągle nie jest zauważalna, aczkolwiek po takim czasie prowadzenia wózka, człowiek się przyzwyczaja. Co nie zmienia faktu, że i tak komfort jazdy jest ogromny, ale dzięki specyficznemu zawieszeniu całego poszycia wózka.
  5. Na każdą nawierzchnię - lekkie koła odporne na przebicie, które wcale takie lekkie nie są, ale - fakt - żadne szkło, kamienie i inne wertepy im nie straszne. Jeździliśmy już chyba po każdym możliwym terenie i w każdym wózek radził sobie świetnie (no, może na piaszczystej plaży poległ z kretesem, ale w takich warunkach chyba większość wózków nie da sobie rady). 
  6. Gotowy system podróżny - odłączane zaczepy CLICK & GO, opcjonalna gondola i nosidełko. Z tej funkcji jeszcze nie korzystaliśmy, bo Bąbel potrzebuje jedynie wersji spacerowej wózka. Kolejne dzieci są w planach, zatem pewnie i tak sprawdzimy, jak ten system wypada w praktyce (oby!). 
  7. Więcej miejsca na przechowywanie - wbudowana kieszeń w budce i kosz pod siedziskiem. O ile kosz jest wyjątkowo pojemny (aczkolwiek dostęp do niego, w przypadku rozłożenia oparcia wózka do pozycji całkowicie leżącej, jest nieco utrudniony), to kieszeń w budce już wcale taka nie jest. A jeśli już, to na pewno tylko na lekkie rzeczy. Przy złożonym oparciu mieści się w niej stosunkowo mało i dopiero przy rozłożeniu wózka do pozycji leżącej, da się tam upchnąć nieco więcej.
Jak już pewnie zdążyliście przeczytać, są w Britaxie cechy, za które go kochamy, ale są też rzeczy, których nie lubimy. Do tych drugich niewątpliwie zalicza się waga wózka (aczkolwiek dokładnie wiedzieliśmy, na co się piszemy, bo waga wózków z pompowanymi kołami zawsze jest dużo wyższa niż zwykłych spacerówek z kółkami plastikowymi) i nie zachwycająca zwrotność wózka*, który w dodatku, im większe obciążenie, tym sprawia większe trudności w prowadzeniu (ale o tym też wiedzieliśmy). Jednak decyzji o jego zakupie nie żałujemy i cały czas twierdzimy, że był to strzał w dziesiątkę. Jeszcze nie zdarzyło nam się rzucić kwestią typu "trzeba było kupić Joie...", więc jest dobrze.

Za co najbardziej cenimy naszego Britaxa? Za to, że da się go złożyć i rozłożyć za pomocą jednego szarpnięcia, bez rozmontowywania siedziska od stelaża itp. Za to, że w samochodzie mieści się bez problemu i  jest jeszcze dużo miejsca na pozostałe zakupy i inne bagaże. Za to, że Bąbel siedzi w nim jak na tronie i że w ogóle chce w nim siedzieć (spacery w Anexie do tak przyjemnych nie należały). Za to, że pasy można zapinać w dwojaki sposób - zapięcie biodrowe ratuje naszą skórę, bo Bąbel pasów naramiennych nienawidzi. Za wielką budę, której żadne słońce czy deszcz nie są straszne. Za pojemny kosz, do którego dostęp jest przez większość spacerowe go czasu banalny. Za rozkładane całkowicie oparcie, dzięki któremu trzygodzinna drzemka Bąbla w wózku to nie jest problem. Za wiecznie pompowane koła, o których nie trzeba pamiętać, żeby je napompować. Za wzmocnione koła, które są odporne na przebicie, więc nie trzeba się martwić o ich ewentualne przebicie w przypadku najechania na szkło. Za to, że jak mi się znudzi jego kolor, to sobie go po prostu wymienię. Za to w końcu, że mogę w nim wozić dziecię do 20 kg. I jeszcze za to, że mogę go w zasadzie całego wyprać w pralce! Jeszcze kilka zalet by się pewnie znalazło, ale poprzestańmy może na tym. I tak tego sporo wyszło :)

I dobra rada na przyszłość - nie pakujcie się w wózki głęboko-spacerowe. Kupcie jedną, porządną spacerówkę. A gondola? Może będzie opcja dokupienia jako akcesoria do spacerówki? A jak nie, to kupcie używaną za 200 zł. I tak wyjdziecie na tym lepiej :)

* z prowadzeniem nie jest jednak tak źle. Po dokładnym wyczyszczeniu kół, wózek prowadzi się leciutko jak piórko i to nawet jedną ręką!





Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)