wtorek, 19 grudnia 2017

Dokąd zmierzasz, świecie?

Dzisiejszy post to tylko luźna i pewnie bardzo chaotyczna zbieranina myśli. Kiedyś mówiłam sobie, że pisanie postów na gorąco to nic dobrego, ale po ostatniej sytuacji nie potrafię zrobić inaczej. Tym bardziej, że rzecz tyczy się nas - ludzi. A raczej tego, co w nas z tych ludzi zostało.

Sytuacja ma miejsce w pewien grudniowy wieczór w centrum wielkiego miasta. Ci, co w tych wielkich miastach mieszkają, wiedzą, że w niektórych miejscach nawet o późnych godzinach nie zamiera życie. Tak też było i tu. Późne godziny wieczorne. Piątek, a więc weekend już trwa. Widać to w zachowaniu ludzi, ale i czuć w powietrzu.

https://list25.com/25-cities-extremely-high-homeless-populations/
Posiadam to szczęście, czy też może nieszczęście, pracować w systemie zmianowym, więc często budynek mojego miejsca pracy opuszczam o dość późnych porach. Tego dnia ten fakt okazał się być prawdopodobnie zbawienny dla pewnego człowieka. 

Wychodzę z pracy. Jest ciemno. Ciemno i zimno. Temperatura oscyluje wokół 0 st. C. Ewidentnie zanosi się na śnieg. Nic dziwnego, jest połowa grudnia. Czas najwyższy na nieco zimowego puchu. A szczególnie tu - w mieście ociekajacym brudnym betonem. 

W takiej oto atmosferze, zmierzając w kierunku stacji metra, mijam grupę młodzieży - na oko na pewno niepełnoletniej, która głośno imprezuje w zaciszu jednego bloku. Imprezowiczów jest sporo. Każdy z butelką, niekoniecznie piwa, w ręku. Co jakiś czas robią sobie wypady do toalety. Umownej toalety, która urządzają sobie niedaleko miejsca, w którym leży człowiek. Nie sposób go nie dostrzec, bo zdradza go stojący obok czerwony, zapakowany różnymi przedmiotami, wózek z gatunku tych sklepowych. Za wózkiem zaś, na porozkladanych tekturach, leży ktoś. Pod grubą warstwą ubrań śpi sobie bezdomny. 

Jest naprawdę zimno.

Zaraz spadnie śnieg.

Tu leży bezdomny. Człowiek.

Niby spieszy mi się do domu. Niby czeka w nim na mnie Bąbel, z którym chciałabym się chociaż przywitać zanim zaśnie. Niby czeka tam na mnie Ślubny, który o określonej porze, wiedząc, że powinnam juz być w określonym momencie drogi do domu, nastawia na kuchnię dzbanek z wodą na herbatę i zaczyna przygotowywać jakiś posiłek na kolacje. Niby to wszystko wydaje się być kuszące i ciągnie moje nogi w stronę tej stacji metra, a myśl że zaraz odjeżdża mój pociąg krąży po głowie, ale...

Ale tu leży człowiek. 

Rozglądam się. Imprezowiczom nie podoba się fakt, że podejrzanie długo stoję w miejscu. Mijają mnie przechodnie, każdy spogląda w TYM kierunku, ale żaden się nie zatrzymuje.

Podejmuje decyzję. Dzwonię. Do Ślubnego, że będę trochę później. A potem na straż miejską. Informuję co i jak. Z drugiej strony słuchawki pani pyta o to, czy człowiek oddycha. Niejako ze wstydem przyznaję, że nie wiem, bo nie sprawdzałam. Jednak jest to ciemne miejsce. Ja jestem w zasadzie sama. Jestem krótkowidzem i ciężko mi dostrzec cokolwiek z tej odległości, w której jestem. Grupa imprezowiczów ma wszystko gdzieś. Już po rozłączeniu się z dyspozytorką, podchodzę i jednak sprawdzam, czy człowiek faktycznie oddycha. Może trzeba też będzie wezwać pogotowie...

Na szczęście oddycha.

Do domu docieram niecałe pół godziny później niż zwykle. Pół godziny - to jednak bardzo mało. a tylko tyle w tym wypadku mogło kosztować ludzkie życie.

W czasie, kiedy tam stałam, oprócz mnie nie zareagował dosłownie nikt.

W klimacie zbliżających się Świąt - bądźmy dla siebie nieco bardziej życzliwi.

http://www.getwestlondon.co.uk/news/news-opinion/help-hand-those-who-homeless-6404561

Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)