czwartek, 6 lipca 2017

Aliexpressowy bakcyl i nowy organizer

Aliexpress to coś, o czym słyszałam już od dłuższego czasu. A jak coś słyszałam, to zawsze w samych superlatywach. A to, że dużo ciekawych rzeczy można tam znaleźć. A to, że tanio. A to, że w Polsce takich produktów nie znajdę. Z początku nieco się go obawiałam. A co, jak utopię tam pieniądze? Co, jak zapłacę i nie dostanę towaru? Co, jeśli rzecz, którą zamówię będzie dobrze wyglądała na zdjęciach, ale w rzeczywistości już nie tak fajnie? A w przypadku ubrań? Co ze źle dopasowanym rozmiarem? Przecież zawsze miałam wątpliwości co do kupowania ubrań przez allegro czy z innych polskich sklepów internetowych w obawie o jakość materiału i prawidłowy rozmiar, a tu miałabym coś sprowadzać aż z Chin? No, ale stało się i w którymś momencie zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem też nie skorzystać z dobrodziejstw, oferującego rarytasy prosto zza Wielkiego Muru Chińskiego, portalu. Bo skoro znajomi korzystają i są zadowoleni, to czemu ja mam źle na tym wyjść? No i po co mam przepłacać? Tym bardziej, że gro rzeczy, które kupuję, i tak pochodzi z Chin.


Najpierw założyłam konto na portalu. Potem zaczęłam przeglądać jego ofertę. I odpuściłam. Kiepskie tłumaczenie strony sprawiało, że wyszukanie czegokolwiek konkretnego było strasznie ciężkie, a nie zawsze nazwa danej rzeczy w języku angielskim, którą znałam ja, była zgodna z nazwą używaną przez sprzedawcę. Z kolei szukanie po produktach od deski do deski nie wchodziło w grę z racji ogromu przedmiotów. Jakieś kilka tygodni później znalazłam jednak aplikację mobilną Aliexpress... I wpadłam jak śliwka w kompot, bo o ile szukanie na komputerze było wyjątkowo nieporęczne, tak na pewno nie można tego było powiedzieć o aplikacji. Ta jest łatwa i wyjątkowo intuicyjna. No i daje bonusy w postaci dodatkowych zniżek. Tak więc wpadłam. I dokonałam pierwszego zakupu.

Od momentu kupna Bąblowi nowego wózka, chodziła za mną torba do niego. Zakochałam się w tych ze Skip Hopa, jednak kiedy zobaczyłam je na żywo, przeraziły mnie ich rozmiary. Torba była ogromna, a ja aż takich rozmiarów nie potrzebowałam. Może wtedy, kiedy Bąbel był noworodkiem i malutkim niemowlakiem, tak. Ale teraz, kiedy nie muszę zabierać ze sobą na każdy spacer zapasu ubrań, pieluch i innych niemowlęcych akcesoriów, taka duża torba wydała mi się zbędnym wydatkiem. Dalej potrzebowałam jednak czegoś, w co mogłabym zapakować prowiant dla malucha i jakiś napój, tudzież miejsca na klucze i telefon. Niby taka kieszeń w Britaxie była, ale dla mnie jest ona wyjątkowo głęboka i używanie jej nie jest przyjemne z racji tego, iż wszystko się w niej ze sobą miesza - efekt uboczny braku jakichkolwiek przegródek.

Tak narodził się pomysł zakupienia organizera. Dużo mniejszy od torby i w sam raz do tego, do czego go potrzebowałam. I tu znów pojawiła się marka Skip Hop. Znalazłam nawet sklep internetowy z wyjątkowo atrakcyjną ceną, jak za ten produkt. I pewnie bym zakupiła ten organizer, gdyby nie przypadkowe przeszukanie działu dla matki i dziecka w aplikacji Alixpress. Znalazłam tam bowiem organizer Skip Hop... bez loga Skip Hop. Długo siedziałam ze zdjęciem jednego i drugiego i szukałam różnic. Znalazłam tylko jedną - brak metki z nazwą marki. Koniec. Reszta kropka w kropkę to samo. A jak to samo, to po co przepłacać? Tym bardziej, że Skip Hop swoje oryginalne organizery pewnie też produkuje w Chinach (nasz skiphopowy bidon jest made in China)? Ba! Pewnie te dwa produkty to ta sama linia produkcyjna, tylko jeden jest z, a drugi bez metki. A! Byłabym zapomniała. Była jeszcze jedna różnica pomiędzy tymi dwoma organizerami. W cenie. Ten z metką kosztował ponad 100 zł. Ten bez nieco ponad 30 zł...

Decyzja była więc oczywista. Zamawiamy. 

No i dzisiaj dostałam. Piękny, mięciutki. W charakterystyczne skiphopowe zygzaki. Z przegródkami na butelki i większe gabarytowo pierdalanse. Z fajną boczną kieszonką na telefon tudzież klucze. Z mocnymi rzepami. Z wygodnymi zapięciami na zamek. Nasz nowy organizer. 

Jedyny minus? Sztuczny zapach, ale ten po jakimś czasie wywietrzeje ;)

Jestem już po pierwszym spacerze i na razie jestem zadowolona. Czy zmienię zdanie zobaczymy po dłuższym użytkowaniu. Szczególnie w deszczowo-śniegowych okresach, bowiem organizer nie jest wyposażony w żadne zapięcie od góry. No, ale ten oryginalny też nie był ;)

No więc jak, jesteście na Ali czy nie? Zamawialiście coś? Macie na oku jakieś fajne produkty z działu dziecięcego? Bo ja chyba połknęłam aliexpressowego bakcyla. I aktualnie codziennie, tuż przed snem, sprawdzam, co tam ciekawego w Chinach słychać.

Strzeż się mój portfelu!








Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)