poniedziałek, 13 lutego 2017

Testujemy! Kaszki gryczane od Nestle

Jakiś czas temu zgłosiłam się do testów na panelu Nestle. Przedmiotem miał być nowy produkt w postaci kaszek gryczanych - jednej mlecznej i jednej bezmlecznej. Zarejestrowałam się, potem o sprawie zapomniałam. Poczty nie sprawdzałam, więc żadnych wiadomości konkursowych nie widziałam. Jakież było zatem moje zdziwienie, kiedy kilka dni temu do moich drzwi zapukał kurier i wręczył mi przesyłkę. Zdziwiona byłam, bo żadnej przesyłki się nie spodziewałam, a tu jakaś paczka? I to... zaraz, zaraz... od Nestle? Ki czort?



No ale potem, dokładnie w momencie otwierania paczki, przyszło olśnienie. W pudełku czekały na mnie dwa opakowania kaszki gryczanej Nestle. Jedna zwykła, a druga ze śliwką. Jedna mleczna, a druga bezmleczna. Czyli wszystko się zgadza. Czas zatem na testowanie. Ale zanim Bą
bel dostanie pierwszą łyżeczkę, kaszka musi przejść przez surowe testy. I zdać je celująco. Jakie testy? Moje i Ślubnego :)

Ocena wizualna
Opakowania są ładne, kolorowe, z charakterystycznym niebieskim misiem na froncie, i na pewno przyciągają wzrok. Jeśli nie rodzica, to dziecka na pewno. Bąbla szczególnie zaintrygował specyficzny odgłos, jaki wydawało z siebie opakowanie, kiedy ściskał je rączkami i gryzł ząbkami.


Z tyłu opakowania umieszczona została standardowa ramka ze sposobem przyrządzenia kaszki. Poniżej natomiast mamy pełno innych ramek z napisanymi drobnym maczkiem, teoretycznie, ważnymi informacjami o różnych witaminach czy właściwościach kaszki. W sumie zawsze przy posiłkach tak odruchowo czytam opakowania, ale ilość tekstu, jaka jest zawarta tutaj, nawet mnie odrzuciła. Przyzwyczajona przez większość producentów, na próżno szukałam tam jednak informacji o składzie oraz tabeli wartości odżywczych. Nie, te umieszczono gdzieś z boku. Czyżby Nestle nie chciało, aby rodzice dowiedzieli się, co jest w składzie oferowanej ich dzieciom kaszki?


Z przodu ładne, estetyczne. Z tyłu naciapciane. Tak mogłabym w skrócie ocenić stronę wizualną opakowań kaszek Nestle :)

Sposób przygotowania
Sposób przygotowania został dokładnie opisany w ramce na odwrocie opakowania kaszki. I jeśli będziemy się go ściśle stosować, to nie ma szans, żeby kaszka nam nie wyszła. Ba! Nawet jeśli nieco zmienimy sposób przygotowania, to też nam ta kaszka się uda. Dowód? Unikam przygotowywania kaszek na mleku modyfikowanym i zawsze zamiast niego dodaję wody. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, aby przygotowana w ten sposób kaszka się nie udała. Generalnie przygotowanie kaszki dla niemowlaka nie jest trudne, a już przygotowanie gotowej kaszki jest bułką z masłem - nie wymaga gotowania, wystarczy w zasadzie tylko wsypać kaszkę do wody (mleka, jak kto woli), zamieszać i już.


Warto tu zwrócić uwagę na bardzo interesującą rzecz. Mianowicie chodzi mi o nacisk Nestle na odpowiednie... hmmm... warunki (?) przygotowania posiłku. Przepis nie zaczyna się bowiem słowami "ugotuj wodę", tylko "umyj ręce"! Później mamy odniesienia do użycia suchych i czystych łyżeczek do odmierzenia produktu oraz do nakarmienia dziecka. Brzmi to dość dziwnie i, bynajmniej dla mnie, jest rzeczą totalnie niepotrzebną. Zastanawia mnie jednak sam fakt umieszczenia takowych informacji w wytycznych sposobu przygotowania. Czyżby poziom naszej higieny i samoświadomości pod tym kątem był aż tak zatrważająco niski?

Skład
No i tu zaczynają się dziać różne, niesamowite rzeczy. Odkąd pamiętam, wszędzie trąbi się, że niemowlętom cukru się nie podaje. A tymczasem co widzimy na skrzętnie ukrytych tabelach wartości odżywczych i w składzie kaszki? Tak. CUKIER! A jak cukru w składzie nie widzimy, to co widzimy?  MALTODEKSTRYNĘ! Która, nomen omen, jest niczym innym, jak też słodzikiem. Mamy zatem kaszki, które, zamiast po prostu zwykłej kaszki gryczanej doprawionej np. śliwką, są nafaszerowane masą niepotrzebnych, syntetycznych składników. Przyznaję, że kiedy widzę taki skład, mam ochotę kaszkę wywalić przez okno. Bez otwierania i próbowania.

Testy to jednak testy, a od takiej ilości kaszek nic Bąblowi się raczej nie stanie, więc spróbować trzeba. Zatem zaczynajmy!

Na pierwszy ogień idzie:

Nestle Kaszka gryczana mleczna

W składzie tej kaszki mamy: mąkę gryczaną 47,5%, mleko modyfikowane 33,8% [odtłuszczone mleko w proszku, oleje roślinne (palmowy, niskoerukowy rzepakowy)], maltodekstrynę (!),  cukier (!), składniki mineralne (węglan wapnia, fumaran żelazowy, siarczan cynku, jodek potasu), witaminy (C, E, niacynę, B1, kwas pantotenowy, A, B6, K1, kwas foliowy, biotynę, D3), kultury bakterii Bifidobacterium lactis.


Pierwsze, co się nasuwa na myśl? Jak na kaszkę gryczaną, trochę mało tej kaszy gryczanej. Niecałe 50%? Średnio.

Z racji zaś tego, że w składzie występują I maltodekstryna, I cukier, weryfikuję, ile jej tak naprawdę w opakowaniu jest. Z tabeli wartości odżywczych wynika, że na 100 g produktu jest 26,5 g cukru, co daje nam 5,3 łyżeczki cukru. Opakowanie kaszki ma 180 g, zatem z prostego działania matematycznego, wychodzi nam, że w całym opakowaniu tego cukru jest  47,7 g cukru, czyli, przyjmując, że jedna łyżeczka cukru to 5 g, aż 9,5 łyżeczki! To bardzo dużo.

Z kolei w jednej porcji (50g kaszki i 150 ml wody) znajduje się 13,3 g cukru, a więc w jednym posiłku nasze dziecko dostaje nieco ponad 2,5 łyżeczki cukru. Zdecydowanie za dużo. Spokojnie dałoby się zjeść tą kaszkę bez jej słodzenia.

No ale zostawmy już skład w spokoju.

Kaszkę przygotowuje się banalnie prosto. Dodajemy do kaszki wodę i mieszamy. Co tu o sposobie przyrządzenia więcej mówić? Jest mega prosto i już.

Co do smaku. Hmmm. Szczerze mówiąc to mi ta kaszka nie smakuje. Może to kwestia tego, że kaszę gryczaną preferuję w normalnej postaci i nie na słodko. Kaszka Nestle jest dla mnie w pewnym sensie pogwałceniem odwiecznego prawa przygotowywania kaszy gryczanej. Mężowi też nie podeszła. A Bąbel? Cóż. Bąbel akurat jest ogromnym łasuchem i z reguły z wielką chęcią zjada wszystko to, co mu podamy. No prawie wszystko, bo jest jedna rzecz, która mu nie podchodzi. Tym produktem jest właśnie kasza gryczana. Myśleliśmy, że w wersji na słodko, Bąbel pokocha ją na nowo, jednak tak się nie stało. Maluch stanowczo odmawiał zjedzenia przygotowanej dla niego kaszki.

Koniec końców, kaszkę zjadł pies. Chociaż jemu smakowało.

Nestle kaszka gryczana ze śliwką bezmleczna

Tutaj w składzie, dla odmiany, mamy: mąkę gryczaną 89%, płatki śliwki 5% [śliwka, skrobia kukurydziana, emulgator (lecytyny sojowej)], cukier (!), składniki mineralne (węglan wapnia, fumaran żelazowy, siarczan cynku, jodek potasu), witaminy (C, E, niacynę, B1, A, B6, kwas foliowy, D3), maltodekstrynę (!), kultury bakterii Bifidobacterium lactis.


Tutaj w kwestii cukru jest tylko nieco lepiej niż w zwykłej kaszce gryczanej (aczkolwiek tylko w ujęciu ogólnym, bo jeśli spojrzymy na ilość cukru na porcję, to wynik jest zgoła inny). Ilość cukru w postaci zwykłego cukru i maltodekstryny wynosi 23,5 g na 100 g produktu. Daje to 42,3 g cukru na całe opakowanie 180 g, co równa się aż 8,5 łyżeczkom cukru!

Idąc dalej, jedna porcja (25 g kaszki i 160 ml mleka modyfikowanego) to aż 13,7 g cukru, czyli w przeliczeniu na łyżeczki - 2,74. W jednym posiłku maluch dostaje zatem niecałe 3 łyżeczki cukru! Pisałam przy kaszce gryczanej, że cukru jest tam za dużo. Tutaj jego ilość na jedną porcję jest przeogromna!


Przygotowanie równie proste, jak w poprzedniej kaszce. Dodaj wodę (u nas, bo w przepisie jest mleko modyfikowane) i zamieszaj. Nie da się tu nic popsuć.

A jak jest ze smakiem? Niby w składzie ta śliwka jest, jednak w rzeczywistości nie czuć jej aż tak mocno. W zasadzie, gdybym nie wiedziała, że kaszka posiada smak śliwki, nigdy bym ni zgadła, że takowy owoc został do niej dodany. No ale z jednej strony czemu się tu dziwić, jak śliwki w całym opakowaniu jest tylko 5%, czyli 9 g, czyli dokładnie... 1,8 łyżeczki...

Mąż stwierdził, że w smaku "d... (czterech liter, przyp. mój) nie urywa, ale da się zjeść". A jak on tak twierdzi, to będzie ją jadł. Bo Bąbel na kaszkę gryczaną obraził się śmiertelnie.


No i jak to wszystko wygląda? Niezbyt różowo. Wizerunek kaszek Nestle maluje się w mych oczach we wręcz czarnych barwach. Absolutnie niepotrzebny cukier i dodatkowe słodziki. Pełno sztucznych zapychaczy, które teoretycznie mają dbać o niemowlęcy organizm, a w rzeczywistości są syntetycznymi składnikami mineralnymi i witaminami, które w swej syntetycznej formie wcale nie są tak dobrze przyswajane przez organizm. Witamina D? Dodaje się ją w zasadzie już do tylu produktów, dodatkowo często suplementację tej witaminy zalecają pediatrzy, że śmiem twierdzić, iż maluch ma już jej nadmiar. A nadmiar witaminy D niesie poważne konsekwencje, jakimi są zaburzenia pracy serca i układu nerwowego.

Zatem... ja tych kaszek swojemu dziecku podawać nie będę. A Wy?
Share:

1 komentarz:

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)