I ja, i mój Ślubny zaliczamy się do tzw.
psolubnych. Kudłate, czterołapne, machające swoimi ogonami stworzenia od
zawsze uwielbialiśmy i zawsze musieliśmy mieć choć jednego przedstawiciela
szczekającego gatunku pod swoim dachem. Kiedy zatem dowiedzieliśmy się, że
zostaniemy rodzicami, zaczęliśmy się zastanawiać. Niby naszej kudłatej łajzie
ufaliśmy i mieliśmy podejrzenia, że Bąbla ona nie skrzywdzi, jednak gdzieś z
tyłu głowy pojawiały się kolejne pytania – co z naszym kochanym kundlem? Czy
zaakceptuje nowego członka rodziny? Jak będzie wyglądało nasze życie z
dzieckiem i psem? Czy jest to w ogóle możliwe? Co, jak się pojawi alergia? A
jak będą inne problemy, to co wtedy?
Dzisiejszy wpis powstaje po ponad 8 miesiącach
wspólnego funkcjonowania naszej czwórki pod jednym dachem. Wydaje mi się zatem,
że coś w tym temacie do powiedzenia mogę już mieć :) Pamiętajcie jednak, że Cesarem
Millanem nie jestem, psiej psychologii nie skończyłam i daleko mi do
zwierzęcego behawiorysty choćby najgorszego sortu, dlatego nie będę się tutaj
wymądrzać i dawać rad, które równie dobrze moglibyście znaleźć na pierwszej
lepszej stronie internetowej. Nie. Powielanie materiału z innych witryn nie
miałoby większego sensu. Zamiast pseudonaukowego bełkotu, napiszę po prostu jak
to było u nas :)
Zacznijmy zatem od początku.
KROK 1 – odzyskać małżeńskie łoże
Nasze psisko wiodło przez jakiś czas niełatwy
żywot w schroniskowej klatce. Aby je przestawić na swobodne funkcjonowanie w
sprzyjającym mu środowisku, mój osobisty Ślubny pozwolił mu na kilka rzeczy, z
których część, przyznaję, wyjątkowo mi się nie podobała. Jedną z takich rzeczy
było spanie na łóżku, z którym, w związku ze zbliżającą się wizją
posiadania innego kandydata do współdzielenia z nami małżeńskiego łoża,
psisko niechybnie musiało się pożegnać.
Sukces rodzi się w bólach. I w tym przypadku też
tak było. Psisko nasze bardzo karne jest. Boi się absolutnie wszystkiego. A jak
się boi, sika. Było ciężko – zarówno fizycznie (psiak ponad 30 kg waży, więc
trochę siły trzeba przy nim czasem użyć), jak i psychicznie (uwierzcie mi,
nerwów to ja miałam sporo, jak przyszło mi po raz kolejny zmieniać zmoczoną
pościel, a pies po kolejnym „NIE” dalej pchał się na łóżko), jednak po
niezliczonych zasikanych narzutach i prześcieradłach, po milionach spojrzeń
a’la kot ze Shreka pytających „Dlaczego? Co ja ci zrobiłam?”, które potrafiłyby
złamać największego twardziela, łoże udało nam się odzyskać.
KROK 2 – pożegnanie z robalami
Zaciągnięcie naszej kochanej krówki do
weterynarza wcale nie jest takie łatwe. Zastrzyków boi się jak wszystkiego,
przepisane lekarstwa w tabletkach chowa pod językiem, aby je potem gdzieś
wypluć, a swoją panią weterynarz kocha tak, jak okoliczne koty. Niestety
przygotowując się na przyjście maluszka, wizyta u weterynarza była konieczna.
Nie żeby nasza psina chorowała. Co to, to nie.
Ona, jak na typowego kundla przystało, ma zdrowie typowego kundla, który najgorsze
świństwo potrafi zjeść i zdrowo funkcjonować, podczas gdy jej rodowodowi
kuzyni po tym samym wylądowaliby pod kroplówką z rozstrojem żołądka (liczba
wizyt u weterynarza naszego Krowiszcza od początku jej pobytu u nas – będzie
już kilka lat, jest mniejsza niż liczba wizyt naszego poprzedniego rodowodowego
rasowego lokator w ciągu tygodnia). Z racji jednak też typowego kundlowatego
zamiłowania Krowiszcza do wszystkiego, co brudne, stare, przeterminowane i
zapchlone oraz z racji maluszka w drodze, trzeba było zwrócić większą
uwagę na potencjalnych niechcianych lokatorów wszelkiej postaci, którzy mogliby
się osiedlić na (lub w) naszym kochanym Krowiszczu.
Odrobaczanie, odkleszczanie i inne odinsekcanie
było obowiązkowe do przeprowadzenia. No i od teraz przeprowadzamy je dużo
częściej.
KROK 3 – przyzwyczaj, że nie jest już pępkiem
wszechświata
Do czasu pojawienia się na świecie Bąbla, naszym
jedynym „dzieckiem”, aczkolwiek adoptowanym, było w pewnym sensie właśnie nasze
Krowiszcze. Nie ukrywam, że baaaaardzo je też dlatego rozpuściliśmy. Niestety
razem z informacją o ciąży, musiały nastać nowe zasady. Krowiszcze musiało zrozumieć,
że teraz nie jest najważniejsze i musiało się dostosować do nowego rozkładu
dnia. Spacery? Owszem, ale nie ze mną, a tylko ze Ślubnym i w określonej
godzinie – no, chyba że jest weekend i idziemy na spacer całą czwórką.
Karmienie tak samo – obowiązek spadł na Ślubnego i znów trzeba było nieco
zmodyfikować godziny psich posiłków. Generalnie to musieliśmy nauczyć naszą Bestyjkę
znaczenia słowa „NIE” :)
KROK 4 – zapoznaj z nowymi zapachami
Na naszego Bąbla od początku czekał jeden
konkretny pokój, który, po dowiedzeniu się, że zostaniemy rodzicami, powoli
przeistaczał się z miejsca, gdzie trzymane jest wszystko i nic, w ładny,
zgrabny pokoik dziecięcy. Nasze Krowiszcze oczywiście tą zmianę (zresztą tak,
jak każdą zmianę) traktowało jak swoisty Armagedon. Konieczne zatem było
zapoznanie jej z nowym. Każda rzecz, zanim znalazła się w pokoiku, była
dokładnie obwąchana przez Bestyjkę – Bąbelkowa wykładzina, Bąbelkowe mebelki,
łóżeczko. Wszystko to zostało w pewnym sensie „przedstawione” Krowiszczu. I był
tego efekt. Bestyjka po jakimś czasie już bez obaw sama wchodziła do
Bąbelkowego pokoiku i obwąchiwała stare-nowe kąty.
Najważniejszym punktem kroku 4 była godzina O,
czyli moment przyjścia Bąbla na świat. Chcieliśmy, aby pierwsze pieluchy,
w które dziecię było zawinięte, położyć w Bąbelkowym pokoju i dać tym
samym wyraźny komunikat Bestyjce, że odtąd w tym oto miejscu rezydować będzie
właściciel tego zapachu. Ponadto Krowiszcze poznało w ten sposób specyficzny
zapach nowego członka rodziny, dzięki czemu spotkanie „twarzą w twarz” jej i
Bąbla nie było dla niej prawdopodobnie aż tak stresujące. Oczywiście należało
by też pamiętać, aby już po przyjeździe Bąbla do domu, przy zachowaniu
wszelkich możliwych środków ostrożności, oficjalnie przedstawić dziecię Krowiszczu.
Te cztery kroki u nas wystarczyły. Bestyjka się
przestawiła i ładnie przystosowała do nowych porządków. Wprawdzie na początku
Bąbelka traktowała jak najbardziej niebezpieczne stworzenie we wszechświecie,
od którego trzeba trzymać się jak najdalej, jednak po jakimś czasie oswoiła się
z nim i dzisiaj są najlepszymi kumplami.
![]() |
http://www.fanpop.com/clubs/dogs/images/32441571/title/beautiful-dog-baby-photo |
I pamiętajcie, że ABSOLUTNIE NAJGORSZĄ rzeczą, jaką
jesteście w stanie zrobić, to oddanie czworonoga! Do przygotowania się na
przyjście dziecka na świat jest aż 9 miesięcy. To bardzo dużo. Nic nie stoi
zatem na przeszkodzie, aby w czasie, kiedy na nowego członka rodziny będziecie
się przygotowywać Wy, przygotowywać też Waszego pupila. Oddanie czterołapnego
to naprawdę ostateczna ostateczność, która wchodzi w grę tylko w naprawdę
ekstremalnych przypadkach.
![]() |
http://www.professorshouse.com/pet-friendly-house/ |
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)