Aby
dość szybko nie dopadło nas znudzenie ciągłymi zabawami w to samo, postanowiłam
zakupić kilka gier (dopiero, kiedy przyszło nam siedzieć ze sobą całymi dniami
okazało się, że warto mieć w domu chociażby zwykłe warcaby czy bierki). Z kilku
gier szybko zrobiło się kilkanaście i aktualnie nasza planszówkoteka liczy
kilkadziesiąt pozycji i ciągle się powiększa. Złapaliśmy bakcyla. I tym nowym bakcylem chcę się z Wami podzielić :)
Gry bez prądu
Kiedy
padło hasło: kwarantanna i przyszło nam spędzić więcej czasu w czterech
ścianach własnego domu czy też mieszkań, miałam wiele planów. Będę się zdrowo
odżywiać, ćwiczyć regularnie, a nie od święta do święta, przeczytam kilka
książek, które od zawsze były na mojej liście pozycji obowiązkowych do
przeczytania (ba! Nawet je zakupiłam) czy częściej aktualizować bloga. Niestety
rzeczywistość okazała się zgoła inna i z wielkich planów wyszło jedno, wielkie,
soczyste… nic. Rozbrykany czterolatek, który do tej pory szalał z innymi
dziećmi w przedszkolu, nie może się zbytnio przestawić na tryb ciągłego
siedzenia w domu i bawienia się z samym sobą. Do zabawy zaciągnął więc
rodziców. W efekcie okazało się, że czasu dla siebie mam dużo mniej niż przed
kwarantanną.
Moje dzieci bardzo lubią gry planszowe, dlatego w moim domu mamy ich sporo. Co weekend robimy sobie wieczór gier. Zawsze jest przy tym dużo śmiechu. To miły sposób na integrowanie rodziny i spędzanie wspólnie wolnego czasu. Na pewno warto zainteresować dzieci taką rozrywką. Zdecydowanie lepsza opcja niż komputer czy tablet :-)
OdpowiedzUsuńFajna opcja
OdpowiedzUsuń