poniedziałek, 29 września 2014

W końcu dobre wieści...

Witajcie!
Po dłuższej przerwie, wynikającej z beznadziejnych prognoz i chwilowego utracenia wiary w powodzenie przedsięwzięcia, witam Was tym postem. Od ostatniego czasu sporo się zmieniło... Od czego by tu zacząć?

Hmm, może od tego, że zmieniłam lekarza prowadzącego i zapisaliśmy się z M. do specjalistycznej kliniki leczenia bezpłodności. Przy okazji (gdyby tutaj się nie udało) czekamy na wizytę do placówki państwowej - zawsze jakaś oszczędność jest. W międzyczasie M. wykonał badania nasienia - nie wyszły aż tak różowo, jak wydawało nam się, że wyjdą - w komplecie mamy kilka -spermii, ale cóż, przynajmniej siedzimy w tym oboje... Zgodnie z zaleceniami lekarza, który zasugerował nam kilka prób inseminacji, a w razie niepowodzenia - in vitro, zgodziliśmy się na zabieg.

No i idąc dalej... Oczywiście nie obyło się bez ogromnej ilości leków (ponownie spróbowaliśmy szczęścia z Femarą, a Duphaston zastąpiliśmy Luteiną), niemniej warto było. Okazało się bowiem, że po jakimś miesiącu leczenia w klinice udało się u mnie wyhodować całkiem zgrabny pęcherzyk! A już myślałam, że jest to u mnie swego rodzaju mission impossible. Na chwilę obecną pęcherzyk ma się dobrze - w sobotę mierzył jakieś 15 mm. Dzisiaj dostałam zastrzyk Ovitrelle i czekamy do środy na efekty. Muszę powiedzieć, że oboje z M. jesteśmy bardzo podekscytowani, bo w końcu coś pozytywnego pojawiło się na tym polu walki :)

Może na następne posty wcale nie będzie trzeba czekać aż tak długo?
Trzymajcie kciuki!
Share:

3 komentarze:

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)