wtorek, 26 stycznia 2016

Mały update

Nie ukrywam, że troszkę mnie tu nie było. Nie ukrywam, że częściowo powodem braku mojej obecności na tym blogu była leciutka depresja. Niedana IUI, brak jakiejkolwiek poprawy jeśli chodzi o moje wyniki. Potem kroplą, która przelała czarę goryczy były wyniki nasienia męża, które też pozostawiały wiele do życzenia. Całą naszą sytuację można było nazwać ogromnym dnem. Obustronna niepłodność... W najśmielszych snach nie przypuszczaliśmy, że dotknie nas coś takiego.
Tego wszystkiego było za dużo i w efekcie zarówno ja, jak i małżonek straciliśmy na jakiś czas wszelką nadzieję, że cokolwiek w tym temacie możemy zdziałać. A kolejne ciąże naszych znajomych działały na nas tylko jak płachta na byka.

Przyszedł jednak taki dzień, że zaczęliśmy się otrząsać. Było jeszcze przecież jedno wyjście i tego się teraz uczepiliśmy - wszyscy lekarze  wspominali nam przecież o IVF. Próbowaliśmy różnych sposobów. Dlaczego zatem nie mielibyśmy spróbować i tego? Tym bardziej, że jest przecież możliwość dofinansowania leczenia z budżetu państwa? Uczepiliśmy się teraz tej nadziei i zaczęliśmy od nowa niekończące się wędrówki po lekarzach.

A wtedy stał się cud. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, albo działaniem pewnej siły wyższej, okazało się, że nasi lekarze specjaliści, do których wcześniej chodziliśmy z jakichś powodów nie mogą już nas przyjmować. W jednym przypadku było to rozstanie się z przychodnią, do której chodziliśmy, a w drugim urlop tudzież zwolnienie lekarskie - nigdy nie poznaliśmy prawdziwego powodu. Zmusiło nas to jednak do szukania pomocy u innych specjalistów.

I dziś dziękujemy Bogu za to wszystko.

Dziękujemy, bo okazało się, że zarówno męża jak i mnie da się naprawić. Wystarczy tylko zrobić operację żylaków powrózka nasiennego. A potem wystarczy tylko włączyć do leczenia lek na hormon, który wszyscy dotychczasowi lekarze uważali za utrzymujący się na bardzo prawidłowym poziomie.

A potem stało się to, w co już pomału przestaliśmy wierzyć. Byliśmy całkowicie odstresowani. Nie myśleliśmy o żadnym leczeniu, ale też cierpliwie czekaliśmy w kolejce na wizytę kwalifikującą do IVF. I dokładnie tydzień przed tą tak ważną wizytą, wizytą, która miała zaważyć na całym naszym przyszłym życiu, otrzymaliśmy wiadomość, która to z kolei wywróciła wszystko do góry nogami i sprawiła, że niemożliwe stało się możliwe.

Upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Potem potwierdzenie u ginekologa na USG. Potem kolejne wizyty, ciągle odbywane z wielkim niedowierzaniem w nasze szczęście. I w końcu nadszedł dzień, w którym na USG usłyszeliśmy bicie serduszka.

A teraz czekamy cierpliwie na narodziny naszego upragnionego synka.

Wszyscy, którzy też borykacie się z podobnymi problemami. Nie porzucajcie nadziei - Wam też się uda.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Komentarze motywują, także nie wahaj się - pisz :)